3.28.2015

Chapter 7 "Jeden. Dwa. Trzy."

5 komentarzy:
"Siedziała w koncie- samotna, niczyja i bezradna. W jej oczach panowała złość. Iskierki skakały w jej spojrzeniu. To on doprowadził ją do takiego stanu. Zawsze to robił. Była to jego ulubiona czynność. Uprzykrzanie życia. Krzywdzenie. Bicie. Strach w jej oczach był większy niż wszystko inne. Dominowała złość, wściekłość i zemsta."

-Czemu to zrobiłaś?- spytał kładąc się tuż obok niej. Pytanie to nie dawało mu spokoju. Szumiało w jego głowie tysiącami kolorów. Te ciemne były najgorsze. 
-A czemu miałabym nie robić?- spytała nie patrząc na niego lecz na sufit w którym skupiła swą całą uwagę. 
-Bo jesteś dziewczyną. Bo to okropne. Bo to boli.
-Mnie nie boli - wyznała. 
-Dlaczego? - obrócił się w stronę dziewczyny i z zaciekawieniem przyglądał się jej poczynaniom. Jej ręka była uniesiona do góry. Kreśliła coś w powietrzu, nieznane mu znaki wyglądały dziwnie i tajemniczo, jednak nie dla niej. Rysowała gwiazdy, starała się jak mogła. Widziała je zaledwie sześć razy w swym szesnastoletnim życiu i nie była w stanie nauczyć się na pamięć ich kształtu. 
-Bo ból jest uczuciem przyjemnym - nie raczyła obdarzyć go jakimkolwiek spojrzeniem, była bardziej zajęta rysowaniem...
-Ból jest przekleństwem tego świata, musisz go odczuwać - mężczyzna spiął się, zacisnął ręce w pięści by nie wybuchnąć.
-Ale nie odczuwam - obróciła swą głowę, teraz wpatrywała się w jego oczy. Wypalała w nim wszystko, jej spojrzenie sprawiło że jego złość wyparowała w ułamku sekundy. 
-Nauczysz mnie? - spytał lekko z kpiną w głosie. Cała ta sytuacja była dla niego nowością, dla niej tak samo. Oboje byli osaczeni przez swoje myśli i prawdopodobne scenariusze.
-Zamknij oczy - rozkazała. Właściciel wykonał polecenie z uśmiechem na ustach - teraz wyobraź sobie że mówię prawdę - wstała z łóżka i popatrzyła się na niego tępym wzrokiem. 
-Wieżę Ci - znów zakpił. Dziewczyna nic nie odzywając się pociągnęła za plaster. Zamknęła oczy... Biała pustka. 
"-Nie rób tego!- krzyczała. -Teraz będziesz jęczeć jeszcze głośniej - wstał z ziemi i chwycił za swoje ulubione narzędzie- nóż. Przyłożył je do jej nagrzanej skóry. Jęknęła cicho. Nie chciała znowu poczuć tego uczucia. Jeden. Dwa. Trzy. Nóż przeciął jej żyłę w ręce. Poleciała krew a ona krzyknęła. Zaśmiał się, był tak zdecydowany i podekscytowany tym co właśnie zrobił że nie zauważył jak dziewczyna zaczęła mdleć. Krzyczała i płakała. A on... Kreślił na jej skórze kolejne wzory."
-Przestań! Ava !! - krzyczał. Próbował oderwać ją od jej dotychczasowej czynności jednak nie mógł. Dziewczyna wpatrywała się w ścianę, jej wzrok był tak nieobecny że nie wiedział co miał zrobić. -Ava! - krzyknął po raz dziesiąty lecz ta dalej nie reagowała. Jej ręka była przyparta do rany. Rozdrapywała ją. Ponownie. Jej ręce były całe we krwi. Biała bluzka stała się czerwona. Stała nieprzytomna. Stała nieobecna. Stała przywarta do podłogi i nie mogła się ruszyć. Jej ręka puściła zakrwawioną szyję, bezradnie opadła na nogę dziewczyny. Pokój się kręci. Co tam jest? Ciemność.... Białe plamki. 
-Zac - wyszeptała i upadła na ziemię. 
~
-Ej ty!- krzyknąłem - Pomóż mi! - nie zważając na żadne krzyki wbiegłem do ogromnej sali i położyłem dziewczynę na wolnym łóżku. Jej ciało było tak lekkie że nie czułem jego ciężaru... Spojrzałem na jej twarz. Zamknięte oczy sygnalizowały że śpi. Bicie jej serca że żyje. Pomijając to że jest cała we krwi, żyje. Złapałem się za głowę i zacząłem wyrywać z niej włosy. Poczucie winy dało górę i nie wiedziałem co mam z sobą zrobić.W porównaniu do mnie, pielęgniarki zaczęły działać. Zasłoniły blok i wygoniły mnie na zewnątrz. Sekundy zamieniały się w minuty a minuty w godziny. 
~
Biała kropko, idź sobie. Czarne tło, zniknij. 
Dwa kolory zlewały się, a w głowie zaczęło mi huczeć. Głośne pikanie stawało się coraz szybsze i szybsze. Tępo nie zwalniało. Jeden, jeden, jeden. Mocne szarpnięcie. Krzyk. Drugie szarpnięcie. Oddech.
Momentalnie otworzyłam oczy. 
-Mamy ją- głos był zniekształcony. Niski, basowy i ciężki. Zapewne był męski. 
Trzecie szarpnięcie. Ogromne pomieszczenie. Mnóstwo ludzi wokoło.
-Indywidualna sala- tym razem głos był łagodny. Nie było w nim słychać szorstkości, tylko delikatność.
Szum... jedyne co mogłam później usłyszeć. Zamieszanie... jedyne co mogłam później dostrzec. Moje powieki opadały i podnosiły się. Nie wiedziałam czy chcę walczyć... Zamknęłam je z powrotem. Chmury. Widziałam chmury, gwiazdy, księżyc. Niebieski kolor, różne odcienie. Żółte plamki... Gwiazdy.
-Ava!- usłyszałam, nie mogłam jednak zobaczyć kto to. Moja głowa stawała się coraz cięższa a powieki już zostały zamknięte. - Coś ty zrobiła... - i znów ten głos. - On Cię tego nauczył - miał rację. Wszystko co robię, nauczyłam się od niego. To on rozdrapywał mi rany, zadawał ból i głodził. Słowa wychodzące z jego ust zlewały się z moimi, nie znał granic, ja też ich nie znam. - Nie poddawaj się. To miał być ważny rozdział w twym życiu... Miałem Cię wszystkiego nauczyć a tymczasem sprawiłem że znowu upadłaś - to nie była jego wina. To była moja wina, zawsze była moja. Ja rozdrapałam ranę. -Ava... - dotknął mej dłoni. Mogłam poczuć jego ciepło. Poruszyłam delikatnie palcem, kierowałam się impulsem. Gdy zobaczył mój ruch przyciągnął moją rękę bliżej siebie.. Dziwne uczucie. - Nauczę Cię rysować gwiazdy - to były jego ostatnie słowa jakie zapamiętałam. Później było tylko zmęczenie... Strach przed zaśnięciem. Chciałam go usłyszeć, chciałam by jego cichy głos odbijał się w mojej głowie, bym mogła usłyszeć co do mnie mówi... Jeden, dwa, trzy. Światła zgasły.
~
Hey you! Przepraszam że rozdział jest krótki jednak nie chciałam lecieć z tym dalej... Przepraszam też że rozdziały pojawiają się rzadko, nie mam motywacji do pisania, ale wiem że nie zostawię tego, przynajmniej teraz. Wiem co przekażę tym opowiadaniem... Dowiecie się tego z czasem. Co sądzicie o Zac'u? Jak myślicie.. Ma dobre czy złe zamiary? xo
Liczę na wasze komentarze tam niżej... Bardzo mi na tym zależy ily <3

SZABLON AUTORSTWA JANE